Dlaczego to właśnie rok 1941 zaważył na losach II wojny światowej i późniejszym globalnym układzie sił? Kiedy Stalin zadecydował, że jednak nie ucieknie z atakowanej Moskwy? Czemu Hitler tak ochoczo przystąpił do wojny z USA? Między innymi te pytania zadaliśmy Andrew Nagorskiemu, autorowi książki „1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę”.
Paweł Czechowski: Niemcy skapitulowały ostatecznie w roku 1945. Wiele osób uważa za punkt krytyczny II wojny światowej koniec bitwy stalingradzkiej w roku 1943. Pan jednak sądzi, że naprawdę przełomowym momentem, tym, w którym Niemcy tak naprawdę przegrały wojnę, był rok 1941. Dlaczego?
Andrew Nagorski (ur. 1947) - studiował historię w Amherst College, pod koniec lat sześćdziesiątych był studentem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podczas kariery w „Newsweeku” kierował biurami w Hongkongu, Moskwie, Rzymie, Bonn, Warszawie i Berlinie. Jako specjalista od spraw Europy Wschodniej relacjonował m.in. powstanie Solidarności. Rozgłos zyskał w 1982 r., gdy niezależne, ostre komentarze doprowadziły do wydalenia go ze Związku Radzieckiego. Jest laureatem wielu nagród oraz autorem bestsellerowych książek, w tym wydanych przez REBIS: Największej bitwy, Hitlerlandu i Łowców nazistów.
Andrew Nagorski: Patrząc na sytuację na początku roku 1941, to Hitler był na szczycie, miał wszelkie potrzebne zasoby, wygrane bitwy za sobą, rządził dużą częścią Europy. Walczyła z nim tylko osamotniona Wielka Brytania, a Związek Radziecki był wciąż jego oficjalnym sojusznikiem, W USA, mimo różnych probrytyjskich sympatii, nie myślano jeszcze o udziale w konflikcie. Hitler i wielu Niemców sądziło wtedy, że Brytyjczycy w końcu ulegną, a w ewentualnym konflikcie z ZSRR będzie można spokojnie zwyciężyć.
Na koniec roku stan rzeczy okazał się jednak zupełnie odmienny. Było już po ataku na ZSRR w ramach operacji „Barbarossa”. USA, Wielka Brytania, ZSRR i reszta aliantów to siły ściśle już współpracujące i na tyle potężne, że prowadzenie z nimi zwycięskiej wojny na dłuższą metę było niemożliwe dla państw Osi. Przeciwnicy mieli bowiem m.in. przewagę ludności, ziem, czy różnych surowców.
Na wschodnim froncie zdążyło dojść już do pierwszych porażek. Stalingrad słusznie uważa się za wielkie zwycięstwo, ale walka o Moskwę w 1941 była jeszcze większa – to pierwsza porażka dla Niemców w takiej skali, choć Sowietom ledwo udało się osiągnąć sukces. Bitwa przy tym pokazała szereg błędów Stalina, dlatego potem raczej eksponowano zwycięski Stalingrad.
Na początku 1941 roku panowało przeświadczenie, że Niemcy zagarną całą Europę, tak myślał np. Joseph Kennedy, amerykański ambasador w Londynie, przeciwny udziałowi USA w wojnie. Pod koniec roku sam Churchill wiedział, że Hitler nie ma szans wygrać, że czeka aliantów jeszcze długa, wyczerpująca, straszna wojna, ale ostatecznie Niemcy przegrają. W ciągu 1941 roku sytuacja zmieniła się diametralnie.
Jak rozpoczęła się Operacja „Barbarossa”?
Czytaj dalej...
P.Cz.: Wydaję mi się, że często wśród historyków, czy też osób zainteresowanych historią, podejmowane jest zagadnienie, czy na wschodzie można było utrzymać status quo między III Rzeszą a ZSRR. Ja uważam to za zupełnie niemożliwe, ale czy wtedy, w 1941 roku istniała chociaż szansa na przedłużenie takiego stanu rzeczy?
A.N.: Stalin na to właśnie liczył i choćby dlatego nie przygotowywał się w 1941 roku do wojny, ignorował wszystkie sygnały, ruchy wojsk na granicy, nie chciał wierzyć Zachodowi i własnym szpiegom. Stalin by to teoretycznie chętnie przedłużył, choćby dla lepszych przygotowań własnych. Po wojnie powiedział nawet swojej córce Swietłanie, że gdyby udało się utrzymać pakt z Hitlerem, to do dziś obaj rządziliby światem.
Hitler od samego początku, od czasów „Mein Kampf”, myślał jednak, że tak jak Brytyjczycy mają imperium kolonialne, ziemie w Azji czy Ameryce, tak Niemcy by być imperium muszą posiadać zdobycze na własnym kontynencie. To łączyło się z jego rasistowskimi teoriami – ludy na wschodzie uważał za podludzi. Tereny wschodnie miały być zapleczem rolniczym Rzeszy, a ludność albo wykorzystana jako siła robocza, albo unicestwiona. Pakt Ribbentrop-Mołotow był po prostu zagraniem taktycznym, zaś działania Hitlera podporządkowane były i tak konkretnej wizji ekspansji, ciężko więc mówić o przedłużaniu status quo.
P. Cz.: Kontynuując jeszcze wątek Stalina. Był on strasznym, krwawym zbrodniarzem, ale na pewno nie można mu odmówić sprytu czy inteligencji w poruszaniu się po świecie polityki. Wydaje mi się to kuriozalne, że w ogóle nie polegał na sygnałach od szpiegów, czy jak opisał to pan w książce, nawet niemieckich dezerterów. Dlaczego odrzucał te znaki? Myślał, że w ten sposób magicznie przedłuży status quo ?
A.N.: Myślę, że tak było do pewnego stopnia. Zarówno Hitler, jak i Stalin, byli megalomanami i widzieli to, co chcieli widzieć. Józef Stalin myślał, że może przynajmniej przedłużyć umowę z Niemcami. Czuł słabość swego kraju – Armia Czerwona nie wyszła przecież w chwale z wojny z niewielką względem ZSRR Finlandią. Czystki z lat 30. do tego mocno osłabiły armię.
Czytaj dalej...
Stalin miał do tego charakter wiecznego paranoika, wszędzie widział spiski. Jeśli z Anglii czy USA docierały do niego sygnały, że Niemcy zaatakują, to uważał to za prowokację, a szpiegów uważał za prawdopodobnych zdrajców. Działało to na zasadzie „im więcej ludzi o czymś mówi, tym bardziej ja wiem, że to prowokacja i nie dam się nabrać”. Wydaje się to nonsensowne, tak jak logika Hitlera w innych dziedzinach. Czasem mawiam, że to był konkurs na bardziej durnego dyktatora, popełniającego najwięcej błędów.
Początkowo Hitler mógł skorzystać z błędów Stalina i pchnąć walki pod Moskwę. Później jednak Stalin zaczął bardziej racjonalnie myśleć i uczyć się na błędach, czego Hitler nigdy w końcu nie robił.
P. Cz.: Stalin chyba faktycznie wyciągał wnioski przynajmniej z niektórych sytuacji. Po ataku Niemiec przeszedł coś w rodzaju załamania nerwowego, na chwilę zniknął, a gdy wrócił, zwracał się do narodu z zupełnie inną retoryką, nie przez pryzmat komunizmu…
A.N.: Tak, poprzez retorykę Matki-Rosji, pojawiły się nawet wątki religii. Najpierw jednak zrezygnowany Stalin pojechał na swoją daczę, ogłosił, że nie będzie w ogóle przemawiał do ludu, chciał zrzucić ten obowiązek na Mołotowa. W pewnym momencie na daczę udała się delegacja wysokich sowieckich oficjeli. Anastas Mikojan wspominał, później, że Stalin był wówczas przekonany, że przyszli go aresztować, a dyktator sam wiedział najlepiej, jak się kończy w Związku Radzieckim takie aresztowanie.
Stalina jednak nie schwytano, a przełom, prawdziwa mobilizacja nastąpiła 18 października 1941 roku. Dwa dni wcześniej w Moskwie nastała panika – Niemcy się zbliżali, policja zniknęła z ulic, funkcjonariusze NKWD palili w popłochu dokumenty. Nastał chaos, powszechne okradanie sklepów, coś czego nie można sobie wyobrazić w stalinowskiej Moskwie w normalnych warunkach.
18 października zarządzono ewakuację oficjeli, ludzi z politbiura, elity. Stalin chciał także uciekać do Kujbyszewa, udawał się już na peron, na specjalny pociąg, ale ostatecznie zrezygnował. Zaczął wtedy działać jak wódz. Nawet ci, którzy go nienawidzili, wiedzieli jakim był tyranem i mordercą, zrozumieli ten sygnał – walka toczy się dalej, bronimy Moskwy. Gdyby dyktator wtedy wyjechał, to sądzę, że obrona miasta mogła by kompletnie się posypać.
Polecamy książkę Andrew Nagorskiego pt. „1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę” – nie tylko dla pasjonatów II wojny światowej!